Rozmowa z Jerzy Krzekotowskim - Kandydatem na Senatora w Warszawie
Komitetu Wyborczego CENTRUM


Red. Dobry prawnik, tak jak lekarz, często ratuje ludziom życie, dlaczego Pan, tak renomowany prawnik, radca prawny zdecydował się kandydować do Parlamentu, do Izby Wyższej - Senatu, którego ideę, jako pierwsze popierało Stronnictwo Demokratyczne?

J.K. Uważam, że Parlament, jako organ ustawodawczy potrzebuje prawników, aby sprostać standardom europejskim. Potrzebni są więc prawnicy specjaliści w tej dziedzinie, którzy zarazem są społecznikami, by podczas głosowania uwzględniać interesy obywateli. Zwłaszcza Senat, z uwagi na jego funkcję korygującą błędy Sejmu, powinien składać się z fachowców.

Red. Czym jest uzasadnione hasło wyborcze Komitetu Wyborczego CENTRUM

J.K. Jesteśmy w centrum wydarzeń i pragniemy zachęcić innych do tego. Jeżeli wyborcy zaufają mi i zostanę senatorem, położę nacisk na prawo i mieszkalnictwo, aby służyć moimi doświadczeniami zdobytymi w pracy zawodowej.

Red. Nie ogranicza się Pan zatem - jak to bywa zazwyczaj - do proklamowania programu wyborczego i obietnic, ale wie Pan co zrobić, aby dotrzymać danego wyborcom słowa?

J.K. Tak, mogę powiedzieć, że jestem tym kandydatem, który nie tylko chce ale i potrafi wiele zrobić w dziedzinie mieszkalnictwa, gdyż posiadam wiedzę potrzebną do tego.

Red. Czyżby inni kandydaci, choć tak sławni, byli w gruncie rzeczy słabszymi od Pana kandydatami?

J.K. A cóż to jest sława. Jest to coś ulotnego, czego nie można dotknąć. A ja jestem człowiekiem z krwi i kości i wiem co mam zrobić, za co odpowiadam.

Na to co mówię daję gwarancję, która wynika z mojego doświadczenia zawodowego. Znam wiele bolączek ludzkich wynikających ze złego prawa. Nie chciałbym prowadzić kampanii negatywnej. Dlatego ograniczę się do podkreślenia, że główną wadą wielu kontrkandydatów jest brak rozeznania i kompetencji. W związku z czym obiecują bez żadnego pokrycia, że zrealizują zadania, które w ogóle nie leżą w kompetencji organu, do którego kandydują. Tak więc albo z braku wiedzy albo z braku rzetelności wprowadzają wyborców w błąd, obiecując przysłowiowe gruszki na wierzbie.

Red. Jak zamierza Pan zrealizować np. ten punkt programu wyborczego, który mówi o lepszym zaspakajaniu potrzeb osób słabszych ekonomicznie, czy niepełnosprawnych? W tej dziedzinie wiele zależy od rozstrzygnięć, które leżą w gestii Parlamentu?

J. K. Moim zadaniem będzie walka z bublami ustawodawczymi, jakich jest dużo, zwłaszcza w prawie mieszkaniowym, np. ustawa o ochronie praw lokatorów, która wbrew swojej nazwie nie tylko, że chroni, ale wręcz pogrąża osoby słabsze, jaki są lokatorzy. Tak samo ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych nie zapewnia ochrony praw członków spółdzielni, co staje się podstawą licznych wyroków Trybunału Konstytucyjnego, uznającego te przepisy za sprzeczne z Konstytucją RP. Wiadomo, że Senat jest właśnie tym organem, który może zapobiec uchwalaniu złego prawa, wnosząc poprawki do przyjętych przez Sejm ustaw.

Wiele zależy jednak także od innych organów, od sprawności i kompetencji sądów, a zwłaszcza od samorządów terytorialnych miast i gmin. Ważna jest umiejętność rozwiązywania dla dobra mieszkańców konfliktów interesów, jakie pojawiają się pomiędzy administracją rządową a administracją samorządową.

Red. Czy mógłby Pan podać przykład takiego konfliktu?

J.K. Wskazać tu można choćby na obowiązek gmin zaspakajania potrzeb mieszkaniowych mieszkańców i przerzucenie na gminy ciężaru dostarczania osobom eksmitowanym lokali socjalnych, bez zapewnienia im odpowiednich środków na ten cel. Znacznie większa część podatków płaconych przez mieszkańców powinna pozostawać w zarządach miast i gmin, by mogły one należycie wypełniać swą służebną rolę wobec mieszkańców.

Red. Jakie więc lekarstwo zaaplikowałby Pan zrujnowanym osiedlom mieszkaniowym, których zdjęcia zaopatrywane są w napis: "Czy to wynik bombardowania, czy publicznej gospodarki lokalami?"

Co należy zrobić, by przywrócić budynki komunalne, jak wiadomo w większości zdewastowane przez system publicznej gospodarki lokalami do właściwego stanu technicznego?


J.K. Jest to istotnie jeden z najtrudniejszych problemów nie tylko Warszawy, ale całej Polski. Wiele miast niczym ze zgliszcz wojennych trzeba ponownie - zwłaszcza w przypadku domów z wielkiej płyty - odbudować lub zmodernizować. Czy jednak można wymagać od społeczeństwa takiego samozaparcia i poświęcenia, jakie miało miejsce po wojnie, skoro społeczny wysiłek jest marnotrawiony przez złe decyzje podejmowane na szczytach władzy.

Mieszkańcom trzeba mówić prawdę o zagrożeniach katastrofami budowlanymi. Trzeba ofiarować coś w zamian za partycypację w kosztach remontu i modernizacji. Trzeba też sięgnąć szerzej do doświadczeń innych państw, związanych z modernizacją tzw. wielkiej płyty, a także do środków Unii Europejskiej. Hałaśliwa dyskusja o pomocy dla rolników przyćmiła fakt, że nie mniejszej pomocy wymagają ludzie w miastach mieszkający w betonowych pustyniach.

Red. Co zatem mógłby Pan zaproponować w tej konkretnej sprawie mieszkańcom betonowych pustyń, także w Warszawie? Skąd uzyskać na ten cel pieniądze?

J.K. Nie trzeba tu wymyślać nowych i nie sprawdzonych teorii. Należałoby po prostu oprzeć się na sprawdzonych przykładach.

I tak korzystna dla mieszkańców prywatyzacja mieszkań doprowadziła w wielu warszawskich osiedlach mieszkaniowych np. w dawnych zakładowych osiedlach Huty Warszawa do wręcz mieszkaniowego cudu gospodarczego, gdy osiedla te przekształciły się z ruin w przysłowiowe "nówki". Mieszkańcy byłej Huty Warszawy wywalczyli to sobie w ostrym społecznym proteście, torując wielu następcom drogę do pójścia za ich przykładem. Brałem udział w tych procesach jako prawny doradca i mam ogromną satysfakcję zawodową z tych osiągnięć, do których doszli mieszkańcy Warszawy, biorąc swoje sprawy w swoje ręce.

Dlaczego komunalne zasoby mieszkaniowe nie mogłyby się tak samo prezentować i zapewnić swym mieszkańcom taki sam komfort mieszkaniowy. Ogromne rezerwy kryją się także w usprawnieniu niewydolnego i marnotrawnego zarządzania nieruchomościami. Na te cele powinny też zostać skierowane fundusze Unii Europejskiej.

Red. A jak zapobiec eksmisjom na bruk ludzi biednych, którzy z tego powodu zalegają z płatnościami z tytułu czynszu?

J.K. Przede wszystkim standardem państw cywilizowanych jest niedopuszczalność eksmisji na bruk z powodu trudności ekonomicznych, gdyż temu powinna zapobiegać odpowiednia pomoc socjalna, w szczególności w formie dodatków mieszkaniowych. Jeżeli do tego dochodzi, to albo gminy nie otrzymują odpowiednich środków na zaspokojenie tego typu potrzeb, albo niewłaściwie tymi środkami gospodarują. W jednym i drugim przypadku można temu zaradzić.

Red. Co z tego, że urzędy gminy będą dobrze pracować, jeżeli sprawy mieszkaniowe, które trafiają do sądów ciągną się tam latami?

Jak spowodować usprawnienie orzekania przez sądy w sprawach mieszkaniowych?


J.K. To ostatnie pytanie należałoby zaadresować do Ministra Sprawiedliwości. Pytanie to obrazuje doskonale, iż w sprawach mieszkaniowych nie można się kierować wąsko resortowym punktem widzenia. Potrzebne jest przyspieszenie orzekania, np. przez powołanie w sądach - wzorem państw zachodnioeuropejskich - wyspecjalizowanych Wydziałów zajmujących się tylko sprawami mieszkaniowymi, dotyczącymi najbardziej żywotnych interesów stron.

Nie bez powodu powiedzenie "bez dachu nad głową" jest synonimem ostatecznej ludzkiej niedoli. Potrzebne jest jednak również usprawnienie pracy urzędów, by obywatele nie musieli tak często, jak obecnie, uciekać się o ochronę na drogę sądową.

Red. Można poprosić o jakiś przykład, ilustrujący tę tezę?

J.K. Najdobitniejszym przykładem jest lawina spraw sądowych o wstąpienie w najem po śmierci najemcy, w sytuacji, gdy organy administracyjne bezpodstawnie kwestionują status najemcy członków rodziny pozostawionych w lokalu komunalnym.

Inny przykład to eksmisje ludzi ubogich, zamiast przyznania im dodatków mieszkaniowych, czy innej formy pomocy socjalnej, co jest obowiązkiem gminy.

Mamy też przykład szczególnej urzędniczej znieczulicy, który stał się przyczyną powołania do życia Stowarzyszenia Obrony Użytkowników Garaży, które od ponad 10 lat walczy z kolejnymi ekipami Prezydenta m. st. Warszawy, aby wyegzekwować uprawnienia należne b. pracownikom Huty Warszawa. Chodzi o uprawnienie do uzyskania prawa własności garaży wybudowanych ze środków własnych tych osób.

Podczas gdy w innych państwach Unii Europejskiej ojcowie miast otaczają ludzi w takiej sytuacji opieką i zapewniają bezpłatną pomoc prawną u nas "władza" podejmuje z nimi walkę. Są to ludzie niejednokrotnie schorowani i w podeszłym wieku. Nie uznaje się bowiem ich oczywistych roszczeń prawnych. Procesy w tych sprawach, zamiast kończyć się ugodą ciągną się wiele lat.

Red. Jak zatem zamierza Pan jako Senator to zmienić?

J.K. Jeżeli mieszkańcy Warszawy wybiorą mnie na Senatora, skończy się ich gehenna wynikająca z arogancji i niewiedzy niekompetentnych urzędników. Będę skutecznie interweniował, korzystając z uprawnień senatora. Jako znający się na rzeczy nie dam się zbyć wymijającymi odpowiedziami urzędników.

Poza tym przykład idzie z góry. Jeżeli samemu nie przestrzega się kanonów, które powinny leżeć u podstaw relacji urząd-obywatel, a to widać gołym okiem w publicznych, lekceważących drugiego człowieka wypowiedziach wielu czołowych polityków, to trudno żądać tego od innych.

Red. A co potrzeba zmienić, by zmniejszyć bariery w budownictwie?

J.K. Już sam fakt, że istnieją ogromne dysproporcje w tempie załatwiania spraw związanych z budową w różnych urzędach, świadczy o tym, że nawet w aktualnym stanie prawnym można wiele usprawnić.

Potrzebna też jest zmiana polityki podatkowej

Konieczne zmiany ustawodawcze można i trzeba wprowadzić, dzięki włączeniu i zaangażowaniu przedstawicieli zainteresowanych środowisk do prac eksperckich np. w Komisjach Sejmowych. Wnioski płynące z ich doświadczeń są bezcenne dla procesu legislacyjnego i społeczeństwo obywatelskie zorganizowane w reprezentujących je organizacjach pozarządowych powinno być wysłuchiwane. W kampanii wyborczej do parlamentu wielu kandydatów przyrzeka swoim wyborcom, że oprą się w swej pracy parlamentarnej na współpracy z ekspertami z dziedziny mieszkalnictwa. Potem trzeba im o tym przypominać i służyć ową ekspercką pomocą.

Red. A jak generalnie ulepszyć relację urząd-obywatel?

J.K. Ogromnie dużo zasług na tym polu ma Naczelny Sąd Administracyjny. Sądownictwo administracyjne po ostatnich zmianach legislacyjnych będzie jeszcze bardziej pomocne dla praworządności w organach samorządowych.

Miasto stołeczne Warszawa w zakresie przestrzegania praw obywateli przy wydawaniu decyzji administracyjnych, a także co do kultury urzędowania, powinno promieniować na cały kraj. A jest akurat odwrotnie.

Red. Jaka forma zarządzania jest Pana zdaniem lepsza, wspólnoty mieszkaniowe, czy spółdzielnie mieszkaniowe?

J.K. Nie czas tu, ani miejsce na szczegółowe rozwinięcie tego tematu, który jest jak rzeka. W każdym razie o atrakcyjności takiej, a nie innej formy zarządzania w ostatecznym rachunku w gospodarce wolnorynkowej zadecydują prawa rynkowe. Przepisy prawne powinny odpowiadać podstawowej zasadzie rynkowej równego traktowania podmiotów. Tymczasem obserwuje się próby zwichnięcia tej zasady z przyczyn pozamerytorycznych. Ustawodawca jak gdyby chciał tu uprzywilejować wspólnoty mieszkaniowe, preferując odrębną własność lokalu. Brak zainteresowania do przekształcania spółdzielni we wspólnoty mieszkaniowe, mimo takiej zachęty ze strony ustawodawcy świadczy o tym, że na rynku mieszkaniowym własnościowe spółdzielcze prawo do lokalu i zarządzanie w formie spółdzielczej jest nadal atrakcyjne.

Wspólnoty mieszkaniowe na całym świecie też mają prawo "obywatelstwa" i są sprawdzoną formą zarządzania. W Polsce, w której stale jeszcze znajdujemy się na etapie transformacji ustrojowej, wspólnoty mieszkaniowe dopiero zdobywają doświadczenia. Na szczególne trudności napotykają wspólnoty mieszkaniowe, w których zarządzie znajdują się domy zdewastowane.

Stare zarządy mają prawny obowiązek przywrócenia zdewastowanych zasobów komunalnych do należytego i zgodnego z prawem budowlanych stanu technicznego. Zły stan techniczny bowiem to wynik ich złego zarządzania Obywatele w Polsce, zwłaszcza mieszkańcy Warszawy, mogą i powinni korzystać ze środków prawnych. Gmina, czy miasto nie tylko nie powinna im tego utrudniać, ale zapewniać ludziom ubogim bezpłatną pomoc prawną, jak to ma miejsce w innych państwach demokratycznych.

Nie może być tak, że pomoc ta jest świadczona na zasadach humanitarnych tylko przez organizacje pozarządowe, w tym przez Polskie Stowarzyszenie Mieszkalnictwa, Budowy Miast, Urbanistyki i Ochrony Środowiska, którego jestem Prezydentem.

Red. Jak Pan widzi swoje szanse w kampanii? W czym upatruje Pan mocną stronę swojej kandydatury?

J.K. Jak już powiedziałem dysponuję przygotowaniem na tę funkcję. Przypomnę, że przeszło 10 lat pracowałem w Urzędzie Miejskim, a przez szereg następnych lat (5 kadencji) byłem radym. Cenne doświadczenia zdobyłem w czasie pracy w Centralnym Związku Budownictwa Mieszkaniowego oraz w Ministerstwie Budownictwa oraz w Urzędzie Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast. Mam doświadczenia wieloletniego radcy prawnego oraz wiedzę wynikającą z pracy w organizacjach społecznych. Mój dorobek autorski obejmuje kilkanaście książek i setki innych publikacji. Jestem też wykładowcą na wyższych uczelniach; wszystko to składa się na doświadczenie zawodowe i wiedzę, którą pragnę służyć. Właśnie dlatego, że inni kandydaci koncentrują się na hasłach, postanowiłem wypełnić lukę dotyczącą niezwykle istotnych spraw i konkretnych problemów mieszkańców. Chodzi o dach nad głową, o mieszkanie i wszystko co się z nim wiąże. A poprzez budownictwo, modernizację i remonty nie tylko poprawimy warunki mieszkaniowe mieszkańców ale także stworzymy nowe miejsca pracy.

Także edukacja na odpowiednim nowoczesnym poziomie wymaga poprawy warunków lokalowych w domu rodzinnym i w szkołach, nie mówiąc już o innych instytucjach kształcenia i doskonalenia, które współcześnie musi być kształceniem ustawicznym.

Red. Jakie jest hasło wyborcze Jerzego Krzekotowskiego?

J.K. "BĄDŹ W CENTRUM POLSKICH SPRAW" Chodzi o aktywność obywatelską, niezbędną do funkcjonowania prawdziwej demokracji.

Red. Dziękujemy za rozmowę.